2012. Na forum Caviarnia pojawia się informacja: oddam osiem świnek morskich. Macie czas trzy dni, później zostaną oddane na karmę dla węża.
Panu sprzedano kilka samic, jedna z nich okazała się samcem. Nie chce tych świnek, jest mu obojętne, co się z nimi stanie.
Szybka akcja - świnki trafiają do mnie, zostały przywiezione przez panią weterynarz (którą spotykam kilka lat później w całkowicie innych okolicznościach). Ostatecznie tylko cztery, cztery pozostałe znalazły nabywców. Trzy orange agouti, jeden tricolor. Wszystkie krótkowłose, trzy samce i jedna samiczka. Docelowo u mnie w domu tymczasowym zostaje tylko samiczka, która rodzi dwa wspaniałe prosiaczki - tricolorową samiczkę (z którą znajduje dom) oraz samczyka buff agouti (który zostaje u mnie).
 |
Łapka Sztygara podczas nauki picia z poidła, 2013 r. |
To krótki opis mojej pierwszej styczności z wydawaniem zwierząt do adopcji. Od tego czasu przez mój dom przewinęło się dużo zwierząt, każde z indywidualną historią. Były świnki z kurnika, z laboratorium, oddane przez alergię lub wyjazd, z interwencji, podrzucone... Dużo.
Długo zastanawiałam się, jak nazwać ten post. Dumałam nad tym, jak określić to uczucie, które towarzyszyło mi zarówno z każdym adoptowanym zwierzęciem jak i tym wydanym do nowego domu. W końcu doszłam do wniosku, że słowo recykling pasuje idealnie. Dlaczego?